Relacja z (bardzo brytyjskiej!) wycieczki do Londynu
czyli jak uczniowie SP 55 z Krakowa podbili stolicę Wielkiej Brytanii
W dniach 24–28 marca uczniowie klas 6, 7 i 8 Szkoły Podstawowej nr 55 w Krakowie postanowili sprawdzić, czy Big Ben naprawdę jest taki duży, jak mówią. Spakowali walizki, angielskie słowniki i zapasy kabanosów – i ruszyli w drogę autokarem. Przed nimi – Londyn!
Ku naszemu zaskoczeniu, Londyn przywitał nas… słońcem! I to takim prawdziwym! Pogoda trzymała się dzielnie aż do popołudnia, kiedy to pojechaliśmy do Greenwich – wtedy lunęło deszczem na całe… 15 minut. Brytyjczycy mówili, że to była „ulewa stulecia”, my mówiliśmy: „to nic, w Krakowie gorzej”. Przemoczeni, ale uśmiechnięci dotarliśmy na południk zerowy, gdzie stanęliśmy dokładnie w połowie świata – jedną nogą na wschodzie, drugą na zachodzie. Równowaga została zachowana.
Naszą przewodniczką po Londynie była przemiła pani Ania – sympatyczna, uśmiechnięta… i bardzo szybka! Chodziliśmy za nią jak stado kaczek w tempie, które mogłoby zawstydzić maratończyków. Ale dzięki niej zobaczyliśmy wszystko, co najważniejsze – i jeszcze trochę!
Zobaczyliśmy Tower i Tower Bridge, przeszliśmy przez London Bridge (który wcale nie spadł!), wzdychaliśmy do London Eye, a Big Ben… no cóż, nie zawiódł – wielki i dumny, jak nauczyciel na widok ucznia z czerwonym paskiem.
Pod Pałacem Buckingham próbowaliśmy spotkać króla – niestety, chyba miał akurat przerwę na popołudniową herbatkę. Za to strażnicy nie mrugnęli okiem, gdy jak szaleni pstrykaliśmy im fotki.
Nie zabrakło również magicznych akcentów – fani Harrego Pottera mogli poczuć się jak uczniowie Hogwartu! Odwiedziliśmy słynną stację King’s Cross, gdzie na peronie 9 ¾ robiliśmy zdjęcia z walizkami i czarowaliśmy różdżkami (tak, naprawdę próbowaliśmy przeniknąć przez ścianę). Odwiedziliśmy również sklep Harrego Pottera – niektórzy wyszli z pelerynami, inni z różdżkami, a wszyscy z błyskiem w oczach. W trakcie zwiedzania miasta rozpoznawaliśmy wiele miejsc, które pojawiły się w filmach – Londyn naprawdę ma w sobie coś z czarodziejskiej krainy!
Wędrowaliśmy po dzielnicy City, oglądaliśmy wystawy w Muzeum Historii Naturalnej (dinozaury nadal budzą respekt), zachwycaliśmy się obrazami w National Gallery (ach, te „Słoneczniki”) i robiliśmy selfie z „celebrytami” w Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds. Co prawda Einsteina nie było, ale za to spotkaliśmy Eda Sheerana, bohaterów Gwiezdnych Wojen i Groota, który zdobył serca fanów Marvela (i nauczycieli chyba też!).
Środa była dniem kulinarnego święta – kolacja w Chinatown w restauracji all-you-can-eat okazała się spełnieniem marzeń każdego ucznia. Każdy zjadł, co chciał i ile chciał… a niektórzy chyba nawet więcej. Nauczyciele udawali, że nie widzą piątej dokładki. Nie zabrakło też klasyki –czwartkowy obiad czyli fish & chips smakował wyśmienicie, choć niektórzy uczniowie pytali: „a gdzie jest ketchup?”.
Po mieście poruszaliśmy się głównie na piechotę oraz metrem – z czasem opanowaliśmy sztukę czytania mapy tak dobrze, że moglibyśmy zostać przewodnikami.
Pełni wrażeń, z aparatami pełnymi zdjęć, a walizkami pełnymi herbaty i magnesów, wróciliśmy do Krakowa. Londyn nas oczarował, ale zgodnie stwierdziliśmy jedno: najpiękniejszy widok na świecie to… tablica z napisem „Kraków”.
Ale spokojnie – już planujemy kolejną wyprawę. W maju zdobędziemy słoneczną Italię!







