Włoska przygoda chłopców z klas 6 i dziewczyn z 7, czyli deszcz, plaża i pizza w sercu Wenecji.
To miała być wycieczka marzeń – chłopcy z klas 6 i dziewczyny z klas 7 już od tygodni pakowali walizki. Ruszyliśmy do Włoch z entuzjazmem większym niż ilość makaronu w rzymskiej trattorii.
Pierwszy przystanek – Werona. Miasto Romea i Julii, romantyzm w powietrzu… a raczej wilgoć, bo powitał nas deszcz, który najwyraźniej miał ochotę dołączyć do naszej wycieczki. Parasolki tańczyły na wietrze, a kto parasolki nie miał, nie było na nim suchej nitki.
Drugiego dnia słońce wróciło do pracy i od rana plażowaliśmy! Dziewczyny grały w siatkówkę, zbierały muszelki i kraby! A chłopcy pływali w ciepłym morzu i chillowali na gorącym piasku.
Po południu ruszyliśmy do San Marino, gdzie uczniowie usiłowali zrozumieć, jak to możliwe, że kraj może być tak mały, a i tak nikt się tam nie zgubił. Zakupy pamiątkowe trwały dłużej niż zwiedzanie, ale nikt nie narzekał – szczególnie z nauczycieli, którzy w końcu znaleźli magnesy na lodówkę.
W czwartek rano znów plaża – tym razem już bardziej profesjonalnie: ręczniki ułożone równo, krem z filtrem 50+, a dziewczyny z 7a złapały meduzę. Chłopcy zbierali muszelki na pamiątkę dla swoich mam.
Po obiedzie wyruszyliśmy do Wenecji. I tu nastał czas zachwytów. Uczniowie robili zdjęcia wszystkiemu, co się ruszało, czyli głównie gondolierom.
Po dniu pełnym zachwytów, zdjęć i pizzy, wróciliśmy bezpiecznie do Polski. W autobusie wszyscy zasnęli szybciej niż podczas niektórych lekcji.
A w pamięci? Słońce, plaża, pizza, pasta, deszcz, Julia, zamek i Wenecja.
Koniec. Albo raczej… Fine!